Gra LOST RPG

Marshall

- Dupek - mruknął Marshall, po czym pogłaskał Polly po twarzy.
- Nie przejmuj się, kochanie. Nie ma czym. Ty robisz sobie wyrzuty, a on ma to w dupie i miesza cię z błotem.
Otarł z twarzy Polly łzę i mruknął cicho:
- Mam nadzieję, że go jeszcze spotkam...

Sal

Ja mam nadzieję, ze wrecz przeciwnie. mruknęła niechętnie.
Cholera no, wiem, ze zasłużyłam sobie na takie traktowanie, ale to boli. Mimo wszystko.

Marshall

- Zasłużyłaś? - prychnął. - A co on robi, do jasnej cholery? Jakoś to co wyznawał ci kilka dni temu, nie przeszkadzało mu wyznawać tego dzisiaj Shannon. Cholera, a ty mówisz, że sobie zasłużyłaś.

Sal

Poprawiła nerwowo włosy za ucho i ponownie oparła glowę o ramię Marshalla.
Niewazne. Nie mowmy o tym, dobrze? poprosiła, obserwując z uwagą swoje połamane paznokcie.

Marshall

- Jak chcesz - powiedział, zaciskając zęby.
--Ja tego kolesia chyba zabiję-- pomyślał ze złością. --Skurwysyn pieprzy jak to został zraniony, ale jakoś cholernie szybko się pocieszył...--

Sal

Przymknęła oczy, wsłuchując się w nienaturalnie szybkie bicie serca Marshalla. Westchnęła cicho, obracajac powolnymi ruchami pierścionek na palcu.
Dzięki. Za ofiarowanie ramienia.

Marshall

Marshall uśmiechnął się lekko i cmoknął Polly w policzek.
- Nie ma problemu.

Sal

Uśmiechnęła się blado.
Przez chwilę milczała, szukając jakiegoś w miarę bezpiecznego tematu, na jaki mogliby zejsc. Nic poza tratwą nie przychodziło jej do głowy, jesli nie liczyć pseudofilozoficznych rozmow na temat przesłosci (względnie przyszlosci), ktore wręcz cisnęły jej sie na usta.

Marshall

Marshall milczał. Nie przychodziło mu nic sensownego do głowy, a nie chciał pleść bzdur.

Sal

[i tak sobie będą optymistycznie siedzieć i milczeć, hah.]

Idziemy na spacer? zaproponowała po dłuższej chwili.

Marshall

[xD]

- Jeśli chcesz, to jasne - powiedział.

Sal

[w zasadzie, to milczenie drogą oczysczenia. prawie jak medytacje]

Polly wstała i wyszła przed namiot.

Marshall

Marshall spojrzał z żalem na piwo i poszedł za Polly.

[wychodzi pollu marshu]

[wprowadzisz ich? xD]

Sal

[przyłazi: pollu]

Padła na piasek przed namiotem, oparła plecy o palmę i podkuliła pod siebie nogi.
Miała stąd doskonały widok na namiot, w którym ramię Marshalla oceirało sie o jakieś inne, niebezpiecznie damskie, ramię.
W zasadzie, to miała ochotę pojsc tam do nich i się upic. Ale cholera wie, co zaczłeaby gadać po kilku łykach.

Sal

Żalowala, ze nie zostala na agorze. Obserwowanie upijajacego się w najlepsze towarzystwa nie pomagało jej w jakis specjalny sposob, przeciwnie wręcz.
Gnębienie Shan byłoby conajmniej lepszą perspektywą.
Wstała i - po krótkim na mysle - zajrzała do namiotu. Spomiedzy sklębionych ubrań wydobyła butelkę, do połowy wypełnioną wodą, po czym ruszyła na agorę.

[wyłazi pollu]