Miri
Dołączył: 26 Sie 2006 Posty: 10 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Rune Midgard?
|
Wysłany: Pon 16:45, 28 Sie 2006 Temat postu: Debbie Dustins |
|
|
IMIĘ: Debbie
NAZWISKO: Dustins
Przezwisko:
Płeć: Kobieta
Wiek: 24
Data Urodzenia: 7 listopada 1980r.
Pochodzenie: Melbourne, Australia
Włosy: Długie, brązowe, lekko kręcone
Oczy: Duże, niebieskie
Wzrost: 171 cm
Waga: 51 kg
Osobowość: Kobieta uśmiechnięta, jednak odwiecznie z "głową na karku". Pomocna, jednak czasami tchórzliwa.
Wygląd: Przyjazna twarz zdobiona okularami. Nieczym nie wyróżnająca się sylwetka.
Rodzina: Mąż Bailey, z którym mieszka w Los Angeles, matka w Melbourne, straszy brat Michael w Sydney. Ojciec umarł, gdy miała 14 lat.
Słabości: Owady i robactwo wszelkiego rodzaju. Na widok ślimaka, pająka, czy nawet biedronki Debbie panikuje.
Umiejętności: Orientacja w terenie, fotografowanie.
Zainteresowania: Fotografia, rysunek.
Historia: Debbie urodziłą się w środku jesieni w Melbourne. W okresie dzieciństwa dużo czasu spędzała ze swoim starszym o dwa lata bratem - Michaelem. Tak naprawdę prócz niego nigdy nie miała przyjaciół. Gdy miała 14 lat w wypadku samochodowym zmarł jej ojciec. Na długi czas po tym wydarzeniu Debbie zniknął uśmiech z twarzy. Po ukończeniu szkoły zajęła się fotografią. I tak podczas pewnej sesji zdjęciowej w Los Angeles Deb poznała swojego męża - architekta wnętrz - Bailey'a Dustins'a. Razem zamieszkali na przedmieściach Los Angeles. W roku 2004 Dustins dostała propozycję sfotografowania Sydney... Wyjechała. Wracać miała lotem 815. Nie wróciła i bynajmniej nie została w Sydney.
Przykładowy Post: Powoli wysiadła z pokłądu samolotu. Tak, znów była w Sydney. Powoli kroczyła korytarzem w kierunku miejsca z odprawą paszportową. Westchnęłą ciężko, była zmeczona, naprawdę była wykończona. Popołudniowa sesja zdjęciowa w Los Angeles, wieczorny lot i te kilka godzin przesiedzianych w samolocie. Debbie stanowczo nie lubiła podróży samolotem, ale co z tego skoro były najszybszym środkiem transportu. Właściwie nie chodziło o to, że bała się latać. Nie. Deb bała się tylko i wyłącznie owadów i wszelakiego robactwa. Lot samolotem był po prostu męczący.
Podała paszport celnikowi, który uważnie się jej przyglądał tym samaym zerkając do małej książeczki. Oddał dokument i wskazał ręką pomieszczenie z bagażami. Deb podążyła we wskazane miejsce i z uwagą przyglądała się nadjeżdżającym na tasmie bagażom. Szybko zauważyła małą, zielonkawą walizkę. Chwyciła ją i podążyła do wyjścia. W głównej hali było mnóstwo ludzi. Jedni przylatywali, drudzy odlatywali, zaś inni żegnali swoich bliskich. Nic nadzwyczajnego. Debbie opuściła lotnisko głonym wyjściem. Uniosła do góry głowę wpatrując się w jeszcze nocne niebo.
Witamy w Sydney rzekła sama do siebie.
Post został pochwalony 0 razy |
|