Alice
Dołączył: 21 Sie 2007 Posty: 1 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 16:16, 21 Sie 2007 Temat postu: Alice James |
|
|
IMIĘ: Alice
NAZWISKO: James
Przezwisko: brak
Płeć: KOBIETA
Wiek: 24lata
Data Urodzenia: 04.09. 1980r.
Pochodzenie: Los Angeles, Kalifornia, USA
Włosy: Ciemnobrązowe, lekko kręcone. <za ciapki podziękuje :P>
Oczy: brązowe
Wzrost: 172 cm
Waga: 62 kg
Osobowość: Miła i uczynna. Chwilami łatwowierna. I można by powiedzieć, że to "kobieta-anioł" gdyby to była prawda. Maska "grzecznego dziecka" zawsze się sprawdza w trudnych sytuacjach. Alice to bezwzględna i podła kobieta. Nigdy nie zrobiła nic dla dobra drugiego człowieka. Zawsze troszczyła się tylko o swoje interesy. Nie miała przyjaciół, znajomych. Jej jedyną pasją było żeglarstwo. Mogła wtedy odpocząć od ludzi. Sama dawała sobie radę z utrzymaniem steru i szotami. Szczerze mówiąc zawsze była samowystarczalna. Myślała, że niczego jej nie brakuje, do czasu...
Wygląd:
jak Rachel Bilson xD wiem że nie mogę na razie wstawić lina :P
Rodzina: Matka-umarła tuż po narodzinach córki, Ojciec- wychowywał dziecko sam, a właściwie można pokusić się na stwierdzenie, że to dziecko go wychowywało. Smutny i zagubiony, chory na serce pozwalał jej na coraz bardziej pokręcone pomysły.
Słabości: Wrodzona wada serca
Umiejętności: Posiada patent żeglarski. W pewnym momencie swojego życia śpiewała w zespole ( nie kojarzyć mi tylko z zespołem pieśni i tańca Mazowsze) ot, taki sobie zespolik rockowy (?)
Zainteresowania: Sport: pływanie, żeglarstwo, muzyka
Historia: Po zapoznaniu się z tym co napisałam powyżej, wiecie już że Alice to dziwna kobieta. Po krótkim i burzliwym romansie z w własnym wykładowcą postanowiła wyjechać. Jednym z jej genialnych pomysłów był "urlop dziekański" na czas tzw. regat odbywających się w Sydney. Alice-szczęśliwy zwycięzca ów zawodów weszła na pokład samolotu nie mając zielonego pojęcia o tym co może się stać. Miała nadzieję wrócić na studia i odwiedzić chorego ojca. "Nadzieja" jakie to naiwne słowo...
Przykładowy Post:
Kobieta powolnym krokiem szła przez dżunglę w kierunku plaży. Spokojnie rozglądała się dookoła. Wszystkie drzewa wydawały się jej takie potworne... Miała ochotę stanąć w miejscu i krzyczeć. Drzeć się tak, żeby Ci w wieży kontrolnej w L.A. ją usłyszeli. Minęła drogę prowadzącą do bunkra. Zdenerwowana usiadła na trawie a łzy same napływały jej do oczu. Chciała tu zostać. Chciała stać się jednym z tych strasznych drzew, których czubki właśnie nieprzyjemnie kołysały się na wietrze wydając jakiś obrzydliwy szum...
-Ona była aniołem...-usłyszała w myślach głos swojego ojca, który zabrzmiał tak jakby wypowiadał słowa tandetnej piosenki z ubiegłego wieku. Wiedziała czego chce od niej ten chory (i nie mam tu namyśle jego, skłonnego do zawałów serca)człowiek. On znowu chciał opowiadać o jej matce. Nie miała najmniejszej ochoty tego słuchać. Nienawidziła tej kobiety, choćby dlatego, że ojciec tak chętnie chciał o niej mówić.
-TO DLACZEGO ONA CI UMARŁA? ANIOŁY NIE UMIERAJĄ!-krzyknęła i podniosła się. Zapłakana zaczęła biec w kierunku plaży.
Post został pochwalony 0 razy |
|