Gra LOST RPG

Nina

Pokiwała ze zrozumieniem głowa. Za to ja, ostatnie miesiące prawie w całości przeimprezowałam... Mój chłopak Bryan nie robił własciwie nic innego... bo chyba nic innego nie umiał. powiedziała z powątpiewaniem. Oto najlepszy przykład, ze zawsze wybieram nie tych facetów co trzeba...

Sal

Thomas, ojciec dziecka, też chetnie imprezował. Był artystą i tak dalej. Wydawał mi się odpowiedzialnym facetem, zwłaszcza, że sam namówił mnie do donoszenia ciąży. Mówił, że razem wychowamy dziecko, ze damy radę i w ogóle... powiedziała, cuzjac, ze głos jej się załamuje.
No, ale sama tez dam radę, nie? I to nawet lepiej, niz z nim powiedziała, starajac się, by jej głos brzmiał beztrosko.

Nina

Tym razem Shannon objęła Claire ramieniem. Nieźle musiały wyglądać, pocieszając się raz jedna drugą i odwrotnie. Oczywiście, ze lepiej sama dasz radę. Skoro był na tyle niedojrzały, że cię zostawił, to pomyśl co by było gdyby został i miał dawać przykład Twojemu dziecku... powiedziała szczerze.

Sal

Pewnie masz rację. Poza tym - nie jestem sama, nie? Jest Charlie,
--Któremu pewnie niedługo znudzi się zabawa w dom--
...Jack, najlepszy lekarz na wyspie,
--Który ani pediatrą, ani położnikiem nie jest, i pewnie nie zna się na odbieraniu porodów i dzieciecych chorobach--
i w ogóle...

Nina

Jestem jeszcze, ja, która co prawda nie umie się zajmować dziecmi, ale której możesz zawsze ponarzekać, albo posłuchac jej narzekań. powiedziała wesoło. Jakoś to wszystko będzie, ułoży się i tak dalej. Nie, mały? dodała patrząc w brzuch i przenosząc wzrok na Claire.

Sal

Mały się z tobą zgadza. stwierdziła wesoło Claire, czując wyraźne kopnięcie z głębi brzucha. Mało tego, uważa, że mama ma irracjonalne lęki.
Spojrzała na Shannon i uśmiechnęła się.
Dzięki, Shan.

Nina

Odpowiedziała serdecznym usmiechem. Wiesz co jest ogromnym plusem tego, ze jesteś na tej wyspie a nie a Australii czy Ameryce? Twoje dziecko będzie się wychowywać w miłości do natury a nie ogladajac psujące psychikę kreskówki. powiedziała z rozbawieniem.

Sal

Claire uśmiechnęła się szeroko, wyobrażajac sobie półnagiego oseska w majtkach w palmowych lisci, husającego się na lianach i wydajacego dzikie okrzyki.
Prawie, jak Tarzan, nie?

Nina

Shannon wyszczerzyła zęby w usmiechu. Właśnie to miałam na mysli. A mała od tej czarnowłosej dziewczyny, hiszpanki chyba będzie jego Jane. Co ty na to? zapytała wesoło.

Sal

A wiesz co mnie martwi? zmieniła nagle temat Claire.
Że nie dam sobie rady bez tych wszystkich technicznych wspomagaczy, bez pieluszek jednorazowych, mieszanek dla niemowląt, kołysek...

Nina

Rozumiem, że to cię może martwic, bo my ludzie cywilizacji nie znamy innych sposobów, ale jednak kiedyś ludzie żyli przecież bez tych wszystkich rzeczy i jakoś sobie radzili. Co więcej w biedniejszych krajach nawet dziś nie mają wszystkich akcesoriów bez których my nie wyobrażamy sobie wyprawki dla niemowlęcia. powiedziała Shannon poważnie.

Sal

No tak, ale wiesz - przywykłam do cywilizacji. To tak, jakby człowieka z bsuzu wsadzić w środek Nowego Jorku - nie odnajdzie się. I ja chyba też ledwo to robię. powiedziała, wzdychając ciężko.

Nina

Jak każdy z nas. powiedziała pocieszająco Shan. Tylko, że ty musisz martwić sie nie tylko o siebie ale także tego małego pasażera w środku. uśmiechnęła się. Ty wiesz i ja wiem, ze nie bedzie łatwo, ale nie ma rzeczy niemożliwych...

Sal

Damy radę. Mogę powiedzieć wszystko, tylko nie to, że jestem sama powiedziała ze sztuczną wesołością, klepiąc się znaczaco po brzuchu.

Nina

Uśmiechnęła się. Do pory kiedy miała zacząc się "akcja" zostało już niewiele czasu... Westchnęła mimowolnie. Wzięła sobie jednego banana z owoców, które wciąż przed nimi leżały.