Gra LOST RPG

Marshall

- Na przykład, jak on to mówi, jakiś warchlak - mruknął ironicznie, po czym dodał z usmiechem - Proponowałbym, żeby zasłonić jego pokiereszowaną twarz, bo jeśli natraficie na jakiś statek, to mogą pomyśleć, że macie trędowatego...

Sol

Wrzucimy go do wody zaczął, zaciągając się i dobijemy wiosłem dodał, wypuszczając dym. Dla dobra ogółu stwierdził, uśmiechając się krzywo. W końcu wszystkim zależy na tym, żebyśmy dotarli do brzegu i sprowadzili pomoc, więc trzeba się liczyć ze stratami w ludziach.

Marshall

- Jestem za - stwierdził Marshall, uśmiechając się złośliwie. - Ale ja przestrzeliłbym mu ręce i nogi i patrzył jak się topi...

Sol

Zobaczę, co da się zrobić odparł. Chociaż tyle krwi może przyciągnąć jakieś duże rybki.

Marshall

- Liczę na ciebie, kolego - zaśmiał się zimno Marshall. Zaciągnął się dymem i zapytał:
- A swoją drogą, to naprawdę wierzysz, że dopłyniecie do jakiegoś lądu?

Sol

Pewnie odparł, wzruszając ramionami. Żebym miał, kurwa, płynąć wpław, to nie odpuszczę. Przymusowe wakacje z czterdziestoma innymi osobami znudziły mi się już pierwszego dnia.

Marshall

- W zasadzie dobre podejście - stwierdził Marshall. - I co będziesz robił, jak już wrócisz do normalnego świata? - zapytał od niechcenia.

Sol

To, co robiłem, zanim trafiłem tutaj odparł wymijająco. Ale najpierw postaram się o normalne papierosy. Później odwiedzę najbliższy bar w okolicy. Dalszych planów póki co brak stwierdził, zaciągając się po raz ostatni. A ty?

Marshall

--Nie ma to jak wymijająca odpowiedź-- pomyślał, lecz w zasadzie gówno obchodziło go to czym zajmował się Sawyer przed wypadkiem.
- Najpierw fajki, potem klub albo bar - stwierdził. - Dalszych planów, póki co też nie mam... - mruknął, wstając i gasząc peta butem.

Sol

Pewnie jak większość tutaj mruknął. Po kilku tygodniach życia na odludziu będzie się trudno przyzwyczaić.

Marshall

- Mhm - potwierdził, czekając aż Sawyer dopali papierosa, a potem wracając z nim do kuchni.

[wyłażą sojer marszal]
[tym razem, mogem ich wprowadzić ^^]

Sol

[więc wprowadzaj xD]

Debi

Powoli weszła do środka. Rozejrzała się, a gdy nikogo nie było w pobliżu, ogarnął ją strach.
Halo? Jest tu kto? Tak, to ja Debi. Halo... Ninu... Shannu.. halo.. jest tu kto..? Ach, pewnie przyszedł morderca i wszystkich zabił, teraz kolej na piękną dziewczynę, czyli mnie.. aleee... panie morderco.. jeszcze niech pan chwilę zaczeka... powinni puścić teraz reklamy.. czy coś...

Troyon

[wchodzi: Troyon]

Panowała tu cisza, co Troyon przywitała z ulgą. Nie miała ochoty natykać się na orszak pogrzebowy ani na kogokolwiek innego. Poszła w stron kuchni.

[wychodzi: Troyon]

Nina

[przychodzi: Nina]
Wyszła na korytarz. Moze to siła sugestii, ale bylo tu zdecydowanie więcej powietrza niż w salonie. Wyciągnęła z kieszeni srebrną zapalniczkę, znalezioną w samolocie i zapaliła papierosa. Oparła sie o ścianę i słysząc głosy w kuchni, doszła do wniosku, ze teraz jest tam zdecydowanie więcej osób, niż kiedy była tam poprzednim razem.